Ostatni rok był najlepszym w moim życiu – nie mam co do tego wątpliwości. Był intensywny, trudny, ale obfity w wiele wydarzeń, które pewnie będę opowiadać moim wnukom. Podjęłam decyzję o odejściu z pracy na etat, zaryzykowałam i zaczęłam pisać do Aletei (choć nie wiązałam swojej przyszłości z pisaniem), odwiedziłam Budapeszt, Bolonię, Florencję, Barcelonę, Rzym, Cagliari i Porto; napisałam pracę magisterską, obroniłam się i przede wszystkim wyszłam za mąż za człowieka, który to moje 27-letnie życie zmienił. Całkiem pozytywny bilans. Aż nie wierzę, że to wszystko wydarzyło się w ciągu 12 miesięcy. Pewnie jesteś teraz na etapie planowania kolejnego roku – w ruch idą plannery, kalendarze, dzienniki coachingowe i inne magiczne narzędzia, które mają sprawić, że nagle wszystko się zmieni. Nie jestem temu przeciwna, wręcz odwrotnie – sama zdecydowałam się na współpracę z coachem, bo czasem ciężko samemu poukładać swoje puzzle i wiedzieć, czego się chce. Czasem jednak wiedza, CZEGO SIĘ NIE CHCE, może doprowadzić nas do celu o wiele szybciej. To zaoszczędzenie czasu, energii i myślenia, kiedy przychodzi do podjęcia różnych decyzji. Jestem pewna, że z wieloma punktami na pewno się zgodzisz.
10 rzeczy, których nie zrobię w 2017 roku
- Nie będę angażować się w relacje z toksycznymi ludźmi – kiedyś uważałam, że relacje trzeba utrzymywać za wszelką cenę. Bo są trudne sytuacje, takich ludzi trzeba zrozumieć, przyjąć, pocieszyć, itd. Dziś wiem, że kontakt z ludźmi, którzy podcinają Ci skrzydła, nie potrafią cieszyć się z Twoich sukcesów i wysysają z Ciebie całą pozytywną energię, zawsze obróci się przeciwko Tobie. Nie chodzi o to, żeby uciekać od trudnych relacji, które zmuszają do konfrontacji, ale o to, by umieć stawiać granice. Jeśli relacja Cię nie rozwija, kiedy widzisz, że dajesz z siebie 100%, a druga strona tylko czeka, aż będzie mogła z tego czerpać, nie dając nic w zamian; kiedy ktoś zrzuca na Ciebie odpowiedzialność za wszystko co złe w tej relacji, a jego samego nie stać na autorefleksję, to pora się temu przyjrzeć i zakomunikować, że to wcale nie jest dla Ciebie ok. Jak mówi Brene Brown: „Granice to nie są sztuczne ściany. To nie są oddzielacze. Granice też nie dzielą. To szacunek: to jest dla mnie okej, a to już nie jest okej.” Dla niektórych jest to nie do pomyślenia, bo przecież trzeba rozmawiać, dażyć do zgody, umieć iść na kompromis. Wszystko ok, ale tylko wtedy, gdy dzieje się to w POSZANOWANIU drugiej strony. W innym wypadku, nie zamierzam się angażować w takie relacje, bo szkoda mojego czasu, który mogę poświęcić osobom, które są dla mnie ważne. Więcej na temat granic możesz obejrzeć tu.
- Nie będę odkładać rzeczy na później – to jeden z trudniejszych punktów i chyba wymagałby oddzielnego tekstu. Prokrastynacja to mój wróg numer jeden. Artykuł przecież zawsze można napisać, jak już zdążę zobaczyć wszystkie nowe kampanie na Westwingu, a odgruzowanie gabinetu może poczekać kolejny tydzień. Jakoś to znosiłam do tej pory, ale od dwóch tygodni wzięłam się ostro do pracy, bo nie chcę czekać do magicznego 1. stycznia. Poza tym prokrastynacja to nie tylko odwlekanie rzeczy do zrobienia, ale też marzeń do zrealizowania, a na to nie chcę już się godzić. Od teraz każde moje zadanie zapisuję na samoprzylepnej kartce i zawieszam na kuchennej szafce. Niejako robimy zawody z M., kto szybciej zrobi więcej zadań. Niby proste i oczywiste, ale działa i pozwala się nakręcić na „więcej”. Mam też przyjaciółkę, która cierpi na tą samą przypadłość (a kto nie?!) i razem się motywujemy do działania. Nie chcę, żeby życie przeciekało mi przez palce. Jeszcze długa droga przede mną, ale ostatnio moje działania są naprawdę efektywne i po raz pierwszy mogę powiedzieć, że jestem z siebie zadowolona (a to się rzadko zdarza).
- Nie będę wydawać pieniędzy na rzeczy, których nie potrzebuję – nowy kubek? Pewnie! Jak tylko wpadam do TkMaxxa to pierwsza rzecz, której szukam. Kolejna książka kucharska? Takiej przecież jeszcze nie mam. To nic, że na półce są takie, do których zaglądałam tylko raz. Ponieważ w domu przeprowadzamy finansową rewolucję z Michałem Szafrańskim, ta zmiana jest konieczna. Kiedy pomyślę, że zaoszczędzone pieniądze mogę wydać na sprzęt fotograficzny, od razu mój zakupoholizm przycicha. Poza tym, warto mieć kontrolę nad finansami, zamiast pozwalać, żeby pieniądze nami rządziły (jestem mistrzem motywacyjnych haseł). 😉
- Nie będę w siebie wątpić – kiedy tylko próbuję zacząć działać, w głowie rodzi mi się tysiąc wątpliwości: że się nie uda, że nikt tego nie będzie czytał, że nie warto. Ten mały sabotażysta, który szepcze mi do ucha zginie śmiercią tragiczną w 2017 roku. Nie dam mu żyć! Wyrzucanie siebie (tego nie da się inaczej nazwać) poza strefę komfortu jest moim celem. Wierzę, że przy każdym kolejnym doświadczeniu, ten mały głos zostanie zagłuszony przez falę rosnącej motywacji.
- Nie będę zaśmiecać sobie głowy zbędnymi informacjami – jedna partia z drugą obrzucają się inwektywami, kolejna wojna, zamach, zabójstwo… Czytaliście kiedyś wiadomości na stronie TVN 24? M. się śmieje, że jak tylko podaję mu jakąs tragiczną informację, to wiadomo skąd ona pochodzi. 90% newsów jest negatywnych – jeśli się nimi karmimy, to niemożliwe jest, żeby na nas nie wpływały. To samo tyczy się newsfeedu na Facebooku. Przestaję obserwować znajomych, którzy lajkują treści, które tylko mi go zaśmiecają. Podobnie z newsletterami bezczelnie wpadającymi do skrzynki odbiorczej (naprawdę się zgodziłam na tyle subskrypcji?) – aktualnie wypisuję się z każdego, który nie niesie ze sobą wartościowych treści.
- Nie będę tracić czasu – to trochę streszczenie wszystkich powyższych punktów w jeden. Choć jest mało konkretne, to wiem co się pod nim kryje. Ty też wiesz, kiedy tracisz czas. Postanawiam, że nie będę tracić czasu na polityczne i światopoglądowe dyskusje, nie będę czytała portali plotkarskich (po raz pierwszy oficjalnie się przyznaję), nie będę tyle czasu poświęcała na media społecznościowe, chyba że wiąże się to z moją pracą; nie będę chodziła do galerii handlowej, żeby „sobie popatrzeć”. Kiedy podejmuję się czegoś, co nie prowadzi mnie do mojego celu, lepiej będzie, jeśli to zostawię.
- Nie będę robić rzeczy połowicznie – czy Ty też tak masz, że jak nie umyjesz części naczyń, to i tak jesteś zadowolona, bo umyłaś chociaż trochę (tłumaczę sobie, że to już jest sukces)? To całkiem zabawny przykład, ale niestety pokazuje prawdę o naszym codziennym funkcjonowaniu. Nie czekam jednak do 2017 roku, ale już teraz kończę to, co zaczęłam. Muszę się przełamywać i często do tego zmuszać, ale potem mam ogromną satysfakcję, że się udało.
- Nie będę zapominać o tym, co najważniejsze – w tym całym planowaniu nie chcę zapomnieć o tym, co dla mnie ważne. Nie chcę stać się robotem, który skupia się tylko i wyłącznie na realizacji własnych celów, a wszystko inne lekceważy. Jeśli stawiam na realizację moich planów, to tylko i wyłącznie w zgodzie ze sobą i swoimi wartościami. Nie chcę innego życia i na inne się nie zgodzę 🙂
- Nie będę działać w sprzeczności z moimi zasadami – jestem idealistką. To czasem przeszkadza w życiu osobistym i zawodowym. Mam jednak swoją wizję życia i się jej trzymam. Przez wiele lat chodziłam na kompromisy – zarówno w relacjach, jak i w pracy. Dziś wiem, że nie będę nigdy pracować w korporacji, ani nie pozwolę, żeby ktoś stosował wobec mnie mobbing, nawet kosztem tego, że będę mniej zarabiać.
- Nie będę zapominać o moich pragnieniach – bywa tak, że wspinamy się po szczeblach drabiny, a kiedy już dojdziemy na samą górę, okazuje się, że drabina jest oparta nie o tę ścianę, co powinna. Kiedy idziemy za tłumem, za tym, co powinniśmy, a nie za tym, co mamy w sercu, nagle może się okazać, że wcale nie o to nam chodzi w życiu. I to jest chyba najważniejszy z tych dziesięciu punktów – nie zapominaj nigdy co naprawdę masz w sobie.
Jeśli utożsamiasz się z tymi punktami i spodobał Ci się mój tekst – podziel się nim z innymi. Może ktoś właśnie na niego czeka 🙂
Świetne postanowienia, podobne do moich 🙂 Niby łatwe, ale chyba najtrudniejsze 🙂