magdaraczka.com

Chwasty i Badyle. Umieć odpuszczać, nie odpuszczając siebie.

Pojawiam się przed 6 rano, właśnie wschodzi słońce. Nie jestem przyzwyczajona do wstawania o tej porze, więc cieszę się, że podjechałam na stację po kawę. W niewielkim pokoju z różowymi ścianami już od dłuższego czasu trwają przygotowania do ślubu: polne, pastelowe kwiaty w słoiczkach ulokowanych w drewnianej skrzynce są już gotowe do podróży – z Bielska-Białej do Krakowa jedzie się prawie dwie godziny, więc nic nie może po drodze się popsuć. Na biurku przy oknie stoją wiadra pełne kwiatów: wax, eustoma do tortu, eukaliptus, tawułka, astrantia, róże do girlandy, goździki, scabiosa i starzec. Większości tych nazw nigdy nie słyszałam. Ola zawsze się martwi czy wystarczy kwiatów, więc kupuje troszkę więcej. Jeszcze nigdy niczego nie zabrakło. Nie odmawia takich zleceń, choć nie do końca są opłacalne. Wie jednak, że będzie miała potem zdjęcia do pokazania, a to ważna część promowania własnego biznesu.

– Ile mam jeszcze czasu? Pyta męża, który co chwilę pojawia się w pokoju, a to w poszukiwaniu szpilek, a to zabierając kolejne kompozycje.
– Już nie masz kochanie – odpowiada krótko i znowu wychodzi.

Trzeba jeszcze zrobić bukiet ślubny: ma być pastelowy i niewielki, co dla niej jest zawsze wyzwaniem, bo lubi duże, leśne bukiety. W koszuli nocnej, włosach na chłopaka, na panelowej podłodze, sprawnie przebiera w kolorowych kwiatach i zielonych gałązkach. W ciągu 15 minut bukiet jest gotowy, jeszcze tylko różowa wstążka i to koniec pracy na dziś. Pyta niepewnie, czy nie za duży jednak ten bukiet. Na drugi dzień dostaje wiadomość od panny młodej, że nie mógł być piękniejszy.

Jest już blisko godz. 8:00. Kasztany jeszcze śpią.

Maliny zbierane boso

Dziadek w swoim pokoju przetrzymywał mnóstwo przeróżnych roślin doniczkowych na trzech ogromnych stołach. Codziennie je pielęgnował, przesadzał, lubił z nimi rozmawiać. Pamięta też babcię, która przez całe wakacje chodziła zbierać leśne maliny, polne zioła i dziką różę. Zawsze boso. W ogródku było pełno mięty, nagietka, a w sadzie obficie obradzały krzaki porzeczek, agrestu i aronii. Druga babcia Oli podobno robiła najpiękniejsze we wsi wianki i kwiaty z bibuły. Ola z wykształcenia jest biologiem, a skończyła jako antropolog sądowy, badając odciski palców, kości czy rozpoznając twarze na monitoringu. Brzmi całkiem ekscytująco, gdyby nie fakt, że ostatecznie to godziny papierkowej roboty. Od początku miała plan: teraz etat, potem ciąża, a po macierzyńskim chce mieć już coś własnego i to „coś” połączyć z byciem antropologiem.

Takim pierwszym ważnym projektem był dla niej własny ślub i wesele. Chciała koniecznie coś zrobić sama i padło na kwiatki. Tak właśnie powstały Chwasty i Badyle. Potem pojawił się pomysł szkoły florystycznej, ale ta okazała się reliktem przeszłości prowadzonym przez starsze babcie z krakowskiego Kleparza. I gdyby nie miesięczne praktyki w jednej z pracowni florystycznych, na których od razu robiła zlecenia weselne, pewnie by się zniechęciła. Nie wie dlaczego akurat kwiatki. Może to przez godziny spędzone w Ogrodzie Botanicznym w ramach studiów? Może fakt, że na efekt końcowy nie musi długo czekać, a cierpliwość nie jest jej najmocniejszą stroną? A może jednak geny. Wiedziała tylko, że oprócz bycia antropologiem, chce robić coś kreatywnego, jednocześnie mogąc być z dziećmi jak najdłużej. Bo jaki pracodawca zgodzi się na zabranie ze sobą dziecka do pracy na kilka godzin? Albo pozwoli Ci wcześniej skończyć, bo akurat chcesz spędzić więcej czasu z maluchem i zjeść z nim drugie śniadanie? Tylko ty sama.

Matka Wędrująca z gwiazdą betlejemską

Zawsze chciała być mamą i bardzo na to czekała. Nie miała w swojej głowie konkretnej wizji macierzyństwa, może poza chodzeniem po górach na nartach turowych z dzieckiem na plecach. Nie spodziewała się tylko, że… zostanie mamą bliźniaków. Jeszcze w siódmym miesiącu robiła ostatnie wesela z brzuchem wielkości dwóch piłek lekarskich, a w sierpniu na świat przyszły Kasztany: Roma i Kosma. Czy bała się, że dzieci jej w czymś przeszkodzą? Nie, bo od początku chciała pogodzić swoją pasję z byciem mamą, ale nie wiedziała, że bycie mamą bliźniaków będzie tak trudne i wymagające.

Odkąd Kasztany są na świecie, zmieniły się priorytety – nie na wszystko już ma czas, nie może robić tego, na co ma ochotę, więc podejmuje się tylko tego, co ważne. Macierzyństwo zmusza ją też do porzucenia perfekcjonizmu, bo gdyby chciała robić wszystko idealnie, nie zrobiłaby po prostu nic. To dla Oli jedna z trudniejszych lekcji bycia mamą – często traci cierpliwość, gdy nie ma przestrzeni na to, by wszystko było zgodne z jej idealną wizją. Jak sama mówi, może dzięki temu w końcu uwierzy, że to co robi jest wystarczająco dobre i nie musi spełniać swoich nierealnych oczekiwań?

W tym wszystkim nie daje sobie jednak pozwolenia na bycie zmęczoną, słabą, mającą chwile zwątpienia, tak jakby sobie na to nie zasłużyła. Matka przecież musi sobie radzić, być niezależna, nie może narzekać. Może dlatego zachęciła swojego męża do wyjazdu do pracy na rok na Islandię, wmawiając sobie, że przecież poradzi sobie z dwójką dzieci sama? Pieniądze były dobre, a Islandia nie jest aż tak daleko, można dolecieć. Potem mogliby wybudować dom albo zainwestować w rozwój firmy. Na ten czas Ola postanowiła się przeprowadzić z Krakowa do rodzinnego Bielska, by mimo wszystko mieć bliżej kogoś do pomocy. Nie był to jednak najłatwiejszy powrót – dawne znajomości wygasły, nie wszyscy znajomi mieli dzieci, dużo się zmieniło. Bez względu na to kogo miała przy sobie, ostatecznie z samotnością i opieką nad dziećmi musiała zmierzyć się sama. Udało jej się nawet polecieć z dziećmi na mroźną Islandię na Święta Bożego Narodzenia. Do tej pory tęskni za tym czasem. Na szczęście, z powodu pandemii, Piotrek wrócił do nich po ponad 6 miesiącach. Planują wrócić, ale już wszyscy razem. Dziś mówi, że między odwagą a głupotą jest cienka granica.

Pamięta jak w grudniu zgodziła się na udekorowanie prestiżowej konferencji kardiologicznej w krakowskim Centrum Kongresowym. Piotrek był już wtedy na Islandii. Miało być prosto i pięknie – same gwiazdy betlejemskie, więc nic trudnego. Ale trzeba było je kupić, spakować kilkadziesiąt sztuk do bagażnika starego opla razem z bliźniaczym wózkiem i jeszcze upchnąć w fotelikach Kasztany. Potem trzeba było te dzieci ubrać w zimowe śpiworki, wsadzić do wózka, upchnąć gdzieś gwiazdy betlejemskie w doniczkach i dotrzeć na salę. Ola przyjechała dzień wcześniej, stanęła na zakazie, zawiozła wózkiem bliźniaki do holu, gdzie informatycy rozkładali sprzęt i spytała zaaferowana czy może im zostawić dzieci, bo musi rozładować kwiaty. Rozładowała, ustawiła na sali ze sceną i wróciła spokojnie do Bielska. Wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby nie fakt, że na drugi dzień wszystkie liście gwiazd betlejemskich opadły. Nie dostała za to wynagrodzenia. Dziś wie, że wzięła na siebie za dużo, może za bardzo chciała być wtedy superbohaterką.

Dzieci kwiaty

Budzi się Kosma, przychodzi do nas zaspany i tuli się do mamy. Z tymi bujnymi blond włosami przez chwilę myślałam, że to jednak jego siostra.

– Kto lubi kwiatuszki?
– Mama – odpowiada Kosma pociągając nosem, bo tak się właśnie wącha kwiatuszki.

Biznes z dziećmi, które są w domu, to nie jest bułka z masłem. Barykady w drugim pokoju z blatu od stołu, by móc spokojnie pracować, kwiatki niszczone przez ciekawe świata dzieci, które przecież chcą tworzyć swoje bukieciki jak mama. Nie mówiąc o logistyce i dekorowaniu sali weselnej z nadaktywnymi dwulatkami. Jeszcze niedawno zabierali dzieci na realizację albo na giełdę. Do czasu, gdy Roma wpadła głową do wiadra pełnego wody po kwiatkach.

– Każde z nas myślało, że w tym momencie to drugie patrzy na dzieci. To były najdłuższe sekundy mojego życia. Na szczęście nic się nie stało. Teraz bywa tak, że jeździmy na miejsce razem, ale Piotrek wychodzi z bliźniakami na spacer, a ja pracuję sama.

Realizowanie takiej pasji jest możliwe tylko dzięki ciągłej współpracy. Ola na giełdę wstaje zazwyczaj o 4 nad ranem. W aucie przewozi setki kwiatów, potem musi je obrać i zaparzyć. W tym czasie z dziećmi zostaje Piotrek. Mówi, że bez niego nie byłaby w stanie tego ciągnąć. Czasem brakuje sił fizycznych, by wszystko ogarnąć, nie mówiąc o testowaniu wszelkich granic przez bliźniaki i zmęczenie psychiczne. Dodatkowo fakt, że za jedną taką realizację otrzymuje raptem kilkaset złotych sprawia, że czasem ma dość. W takich momentach stara się sobie przypominać, że to dopiero początek i każdy musi przejść swoją drogę. Cały czas oficjalnie jest jednak na etacie jako biegły sądowy, bo czuje, że jako matka nie może po prostu postawić wszystkiego na jedną kartę. Dla spokoju chce czuć, że ma zabezpieczenie.

Teraz florystykę traktuje jako dodatkowe zajęcie, bo 10 realizacji rocznie to wciąż za mało, żeby utrzymać dobrze prosperujący biznes. Docelowo Ola i Piotrek chcą, żeby to była ich wspólna praca, mimo że Piotrek i tak jest teraz nieustającym wsparciem w realizacji zleceń. Ola miałaby zająć się kwiatowymi dekoracjami, Piotrek kwiatami doniczkowymi, zielonymi ściankami i dekorowaniem zielonych przestrzeni w biurach. Mają dużo planów.

– Chciałabym pokazać swoim dzieciom, że warto robić to, co się lubi i z tego żyć. Że warto być odważnym, zamiast iść na łatwiznę i męczyć się w miejscu, w którym być nie chcemy.

Chce, żeby Roma i Kosma widzieli mamę, która wybrała właśnie taką drogę i się w niej spełnia. Która zdecydowała się próbować pogodzić macierzyństwo z realizacją własnych marzeń, choć to zawsze ma swoją cenę. Chyba o takim właśnie macierzyństwie marzyła – w którym trzeba się nauczyć odpuszczać, nie odpuszczając jednocześnie siebie.

Ola Karczmarek „Chwasty i Badyle”.
Mama Romy i Kosmy. Kocha kwiatki i obcowanie z naturą, to ją uspokaja.
Mimo wszystko, niespokojna dusza, lubi chłonąć świat.
Możecie zamówić u niej wszelkie dekoracje ślubne: wianki, korsarze, bukiety, butonierki, dekorację kościoła i całej sali weselnej, a nawet papeterię! Uwielbia leśny styl, ale spełnia marzenia każdego klienta. Może też zrobić wyjątkowe warsztaty np. z robienia wianków! Działa głównie na terenie Bielska-Białek i Krakowa, ale dojedzie też i kawałek dalej 🙂 Może też dostarczyć bukiet kwiatów prosto do drzwi na różne okazje!
Tu znajdziesz Olę: chwastyibadyle.pl