Co roku obiecuję sobie, że tym razem się przyłożę i przygotowania do Świąt zacznę na początku grudnia. Zawsze marzyły mi się własnoręcznie zrobione ozdoby, tysiące powieszonych kolorowych lampek w mieszkaniu i upieczone zawczasu pierniki. Kończyło się robioną na kolanach listą prezentów, bieganiem po sklepach w ostatniej chwili, a na pierniki brakowało już przestrzeni. Zakładam się, że znacie ten scenariusz.
W tym roku jednak rzeczywiście będzie inaczej! To pierwsze święta wspólne z MM, na dodatek w nowym mieszkaniu, więc z założenia będzie wyjątkowo 🙂 I dzięki temu mam też więcej motywacji.
Pamiętam jak w dzieciństwie uwielbiałam robić coś z niczego. Poczynając od renowacji starej półki na książki, po zamalowanie całej ściany w pokoju w papugi, drzewa i kwiaty (tak, mama nie hamowała mojej twórczej inwencji). W moim biurku zawsze były kolorowe kartki, kredki, koraliki i wszystko, co potencjalnie mogło mi się przydać w tworzeniu tak bardzo potrzebnych światu rzeczy. To jedno z tych zajęć, które pochłaniały mnie na tyle, że mogłam zamknąć się na cały dzień w pokoju, albo poświęcić kilka godzin snu, byleby skończyć to, co zaczęłam. Wszyscy lubimy takie nasze „sweet spoty” – są motywujące, budzą w nas kreatywność i dają energię do dalszego działania. Takie momenty, w którym mówisz sobie w duchu: „Ale jestem fajna, udało mi się!”. To one potem ciągną nas przez całe życie. I nie, nie ma w tym nic złego. Dorośli wolą jednak poświęcać się bardziej „poważnym” obowiązkom – praca, obiad, odebranie dzieci ze szkoły, zakupy. Podobno w tym świecie nie ma miejsca na rzeczy, które sprawiają nam radość. (np. jak robienie świątecznego wianka).
Wróciłam do robienia manualnych rzeczy po kilkunastu latach. Zaczęło się od przygotowań do ślubu, bo większość dekoracji robiliśmy sami. Jak mogłam zapomnieć, że to sprawia mi taką przyjemność?! Uwierzcie, że wysiłek włożony we własnoręczne dekoracje daje nieporównywalną satysfakcję. Nie oddałabym tego żadnej florystce czy dekoratorce (chyba, że jest to moja siostra). 😉
To co z tym świątecznym wiankiem?
Mój „come back” zaliczam do udanych. Wymyśliłam sobie, że chcę coś zrobić z korka – wykorzystaliśmy go już do winietek podczas wesela, a poza tym – to jeden z topowych produktów Portugalii 🙂 A skoro idą święta, to zrobiłam wianek z korka, a dokładniej z korków po winie. Jeśli jesteście kolekcjonerami tego winnego dobra, to świetnie – macie większość potrzebnych materiałów. Jeśli nie, spokojnie można kupić korki na allegro, bądź specjalistycznym sklepie.
Powodzenia!
Jak zrobić świąteczny wianek z korka?
Czego potrzebujesz?
- oponki styropianowej o śr. 30 cm
- ok. 100 korków o wysokości 3,5 cm
- sznurek jutowy
- pistolet na klej + wkłady
- wszelkie ozdoby – bombki, sztuczne owoce ostrokrzewu (wszystkie rzeczy do wianków można znaleźć na allegro)
Krok 1: Oponkę owiń sznurkiem jutowym, nie musi być gęsto, ale żeby między krokami nie było dużych białych prześwitów. Można ewentualnie pomalować ją na kolor brązowy, ale ładniej z tyłu wygląda sznurek. (dla upartych – można i pomalować i owinąć sznurkiem).
Krok 2: Zaczynamy przyklejać korek. Podłącz pistolet (uważaj, żeby się nie poparzyć, ja zrobiłam to dwukrotnie. Naprawdę boli). Przyklejaj korki intuicyjnie – nie ma ogólnej zasady. Dobrze, jak będą przypominały lekki chaos – efekt wizualny jest wtedy ciekawszy. Możesz przyjrzeć się, jak wygląda to na moim wianku.
Krok 3: Nie martw się, że gdzieś zostały prześwity – przyklej tam małe bombki lub jarzębinę.
Praktycznie wianek masz już gotowy! Teraz wystarczy zawiązać wstążkę i postawić na stole lub zawiesić na drzwiach.
PS. Nie przyklejamy korków z tyłu – tak naprawdę oponka powinna być obklejona z przodu, wewnątrz i po bokach. Jeśli chcesz go zawiesić na drzwiach, zawiąż na górnej części oponki żyłkę przed przyklejaniem korka. Potem na samej górze drzwi wbij pinezkę tak, żeby nie przeszkadzała w zamykaniu i zawieś na niej wianek na żyłce.
Ta dam!
Świetny pomysł i genialne wykonanie! 🙂
REWELACJA <3
O rany, ale to przepięknie wyszło! Do tej pory dekoracje z korka nie robiły na mnie wrażenia aż do teraz <3
Co do samego tworzenia czegoś z niczego- zgadzam się w 100% i podpisuje obiema łapkami- znam to przesiadywanie po nocach żeby tylko skończyć( no bo jak tu się oderwać?!) i dumę kiedy mówisz komuś ,,ach to? sama robiłam!" 😀