Jeśli ktoś Wam mówi, że mając dziecko nic się nie zmienia – kłamie. Z podróżowaniem jest podobnie – niby jedziesz na dawno zaplanowany urlop, ale to już nie będzie ten sam urlop co przed dzieckiem. Nie musi być gorszy, jest po prostu inny 🙂 A śmiem twierdzić, że podróżowanie z dzieckiem jest o wiele piękniejsze. Wyjazd do Malagi to była moja urodzinowa niespodzianka. Taka niespodzianka, że zarówno destynację wyjazdu jak i terminy lotów podsunęłam M. sama. Cóż, taki ze mnie stwór co musi mieć wszytko pod kontrolą, ale wiem, pracuję nad tym, bo inaczej nigdy niespodzianki mieć nie będę.
Dlaczego Malaga z dzieckiem?
- temperatury w lutym oscylują tam wokół 15-20 stopni, a ja nie znoszę zimy (ten argument w zupełności by mi wystarczył)
- jest słońce non stop!
- wyczytałam u Travelicious, że Malaga to świetne miejsce dla rodzin z dziećmi, więc się posłuchałam
- chciałam dać szansę Hiszpanii i zatęsknić za Italią, co rzeczywiście miało miejsce – generalnie jednak chodziło nam o kraj „kids friendly”
Bardzo lubię ten nasz styl podróżowania – wpadamy na pomysł, planujemy i krok po kroku zmierzamy do celu. Miewaliśmy też spontaniczne wypady, które w krótkim czasie udało się ogarnąć, albo na tyle spontanicznie kupowaliśmy bilety, że potem nie udało nam się polecieć (jeśli kiedyś w końcu udamy się do tego Bergamo, uznam to za nasz małżeński sukces) 😀 W przypadku Malagi wszystko zaczęliśmy organizować ponad miesiąc przed wylotem – jako, że to był nasz pierwszy lot z Kajetanem, chcieliśmy się dowiedzieć wszystkiego co może nas czekać, jak możemy sobie ułatwić cały proces dostania się do samolotu, jak ogarnąć logistykę, co wziąć ze sobą, czy kupować miejsca z przodu, czy jednak lecieć z tyłu – to wszystko jako świeżaki rozgryzaliśmy przez kilka tygodni. Myślę, że nie ma nic gorszego niż zestresowany, płaczący niemowlak w towarzystwie jeszcze bardziej zestresowanych starych – dlatego im bardziej jesteś przygotowany, tym łatwiej poradzisz sobie w trudnej sytuacji. Takie mamy nasze rączkowe podejście.
Ninja organizacji
Sam fakt, że zamiast kupić bilety i spokojnie odliczać do wylotu, ty szperasz w sieci, pytasz ludzi, wyciągasz flipcharta i wszystko rozpisujesz, sprawia, że wyjazd z dzieckiem naprawdę wymaga akrobatyki organizacyjnej. Tak, to jest różnica. Zakładam, że przy następnym wyjeździe będzie trochę łatwiej, ale byłam z nas mega dumna, że udało nam się razem z M. efektywnie współpracować, żeby naszego Bąbla dostarczyć bez problemu na pokład samolotu. Jak to zrobiliśmy? Ograniczyliśmy możliwość stresowych sytuacji do minimum:
- Wiedząc, że w Maladze będzie „ciut” cieplej, ubrania Kajetanowi zamawiałam 2 miesiące przed wylotem. Robię zakupy tylko online, więc wzięłam pod uwagę zwroty, niepasujące rozmiary, ponowne zamawianie. I miałam rację – cały proces kompletowania garderoby Kaja tyle zajął. I to kolejna różnica w podróżowaniu z dzieckiem – musisz przewidzieć wcześniej wieeeeele rzeczy zanim ruszysz w podróż. Pomijam fakt, że oboje też nie mieliśmy prawie nic wiosennego, więc musiałam myśleć o naszej trójce. 3 dni przed wylotem dotarła do nas ostatnia paczka.
- Wykupiliśmy miejsca z przodu samolotu, żeby się dodatkowo nie stresować. W erze przed Kajem w ogóle byśmy o tym nie pomyśleli. Nawet wiedząc, że w Ryanairze przewijak jest z tyłu samolotu, uznaliśmy, że ilość miejsca jest priorytetowa. I dobrze zrobiliśmy, w ten sposób mogliśmy na spokojnie uspać Kajetana i mieliśmy luźny dostęp do naszych podręcznych bagaży.
- W torbie malucha, którą zabieraliśmy na pokład były 2 inne materiałowe torby: jedna z rzeczami stricte do przewijania i przebrania, druga z zabawkami, lekami i wodą w butelce do picia (na wypadek, gdyby nie chciał ssać piersi i to był strzał w dziesiątkę). W ten sposób nie musieliśmy przeszukiwać ogromnej torby w poszukiwaniu pieluchy czy bodziaków na zmianę. Przewijaliśmy tylko dwa razy, M. mówi, że to wcale nie takie straszne 😉 PS. w sytuacji kryzysowej warto mieć też dla siebie jakieś ubrania na zmianę 😀
- Na lotnisko przyjechaliśmy własnym samochodem, z którego zabraliśmy fotelik. Plan był taki, żeby wypożyczyć auto na miejscu i pozwiedzać, czyli zrobić tak, jak robiliśmy to do tej pory. Dzięki temu nie musieliśmy się martwić czy uda nam się na miejscu zamówić np. taksówkę z fotelikiem albo czy fotelik w wypożyczalni będzie na pewno bezpieczny i bezwypadkowy. Powrót do domu też był mniej stresujący, zwłaszcza, że lądowaliśmy po północy.
- Chusta! Choć nie chustujemy się, jak wcześniej zakładałam, to przy takiej ilości bodźców i nowej sytuacji, lepiej, żeby maluch był blisko mamy. Dlatego gdy już mieliśmy za sobą kontrolę bezpieczeństwa, zamotaliśmy się na spokojnie (choć dla mnie to zawsze mega stres) w miejscu dla rodzica z dzieckiem i tak spędziliśmy trochę czasu. Udało nam się też pójść na kawę i coś zjeść.
Sam lot nie był aż tak stresujący jak myślałam – Kajo nie zauważył nawet, że startujemy. Jedynie podczas zniżania płakał, ale przetrwaliśmy dzięki butelce z wodą i piosence wymyślonej spontanicznie, która do dziś z nami jest. Ale już podczas lotu nie poczytasz na spokojnie książki, nie posłuchasz muzyki jak kiedyś. Czasy, kiedy lot był równoznaczny z odpoczynkiem już minęły 🙂 Co na pierwszy rzut oka wydaje się być minusem, natomiast skille, które w sobie rozwijasz jako rodzic są niezastąpione! I muszę się Wam przyznać do naszego małego-dużego sukcesu – spakowaliśmy się do jednej większej walizki (+torba Kajetana na pokładzie)! To dla nas ogromny postęp – nie chcecie wiedzieć, jak wyglądało nasze pakowanie wcześniej.
Szczerze mówiąc bardziej przygotowywaliśmy się do lotu niż do pomysłów, jak będziemy spędzać czas na miejscu. Przewodnik po Andaluzji przejrzałam raz. Wcześniej? Plan zwiedzania okolic i gastro miejsc do odwiedzenia miałam 2 tygodnie przed każdym wyjazdem. Podróżowanie z dzieckiem zmienia priorytety – modlisz, się, żeby dolecieć na miejsce i odpocząć, bo tyle wrażeń naprawdę ci wystarczy, reszta jakoś się ułoży 😀 A tak na serio, ważniejszy był dla nas fakt, że możemy być razem, niż to w jakiej knajpie zjemy obiad. To dla nas ogromna zmiana (no, może dla mnie), bo zawsze chciałam z każdej podróży wycisnąć maks, ale nie mam z tym problemu, więcej luzu mi się zawsze przyda.
Mieszkanie, zwiedzanie, odpuszczanie
Zakładaliśmy, że po urodzeniu się Kaja przerzucimy się na hotelowy styl życia – o śniadanie się martwić nie musisz, sprzątanie też nie, więc warunki idealne. A jednak! Wynajęliśmy przestronne, fajnie urządzone mieszkanie na Airbnb, gdzie zawsze mogliśmy coś ugotować jak nie chciało nam się wychodzić i poczuć się jak w domu, co jest dla nas teraz istotne. Różnica? Szukasz mieszkania z udogodnieniami dla osób niepełnosprawnych, czyli z windą i udogodnieniami dla dzieci – tu akurat krzesełko i łóżeczko turystyczne nam się nie przydało, ale już wiemy, że takie będą nasze oczekiwania w przyszłości. I jeszcze jeden ważny aspekt – na początku żałowałam, że znalazłam mieszkanie tak daleko od plaży (wiecie, zobaczyłam, że spełnia nasze warunki, zabukowaliśmy, a dopiero potem zerknęliśmy na mapę, mimo że nie miało być jakoś strasznie daleko). Potem to okazało się zbawienne – w naszej okolicy było cicho! A nie ma nic gorszego niż wybudzające się dziecko w nocy, trust me. Pamiętam jak w Bolonii mieszkaliśmy niedaleko uniwersytetu…. O panie, co tam się działo po nocach! Cisza jest dla nas błogostanem. Wcześniej tak naprawdę było nam wszystko jedno…. Wróć, mi nie było wszystko jedno, M. mógłby spać w hostelach w pokoju 10-osobowym, ja jednak nie przepadam 😀 Ale winda, schody, większe łóżko – to nie miało takiego znaczenia.
Do tej pory też przy dłuższych wyjazdach wynajmowaliśmy auto, bo tak naprawdę nie potrafimy dłużej usiedzieć w jednym miejscu. Tak też nastawialiśmy się i tym razem – w pobliżu można spokojnie dojechać do Sewilli, Grenady, Kordoby, udać się na Gibraltar, zwiedzić mniejsze miasteczka, takie jak Mijas, Nerja czy Tarifa. Wiecie, jak myślę o tym, to oczy mi się błyszczą – tak lubię odkrywać nowe miejsca, a tydzień, żeby zobaczyć Malagę to za dużo, wystarczy porządny weekend. I co? Anulowaliśmy naszą rezerwację już na miejscu. Uczymy się z Kajetanem elastyczności, nic na siłę, nie mieliśmy z tym problemu. Pierwszy lot z niemowlakiem zapewnił nam na tyle wrażeń, że nie zaryzykowaliśmy kolejnych. Mieliśmy więc tydzień na szwendanie się po mieście, chodzenie na plażę, leżenie pod palmami, jedzenie churros w Casa Aranda, picie bezalkoholowego schłodzonego piwa w pełnym słońcu i wizyty w Julia Bakery – mojego totalnego zachwytu. Był też wspólny wypad do Muzeum i domu Picassa, mi się udało odwiedzić SAMOTNIE Muzeum Carmen Thyssen z czasową wystawą „La furia del color” Francisco Iturrino. Nigdy wcześniej nie chodziliśmy w podróży tyle po muzeach! Warto odwiedzić Carmen Thyssen chociażby ze względu na ich sklep, który jest zaraz obok z cudownie wydanymi książkami (nie tylko o sztuce). Plaża? Na Sardynii są piękniejsze, na całym Costa del Sol pewnie też, ale wybaczamy Maladze ten żwirowy piasek ze względu na palmy i chiringuitos, gdzie można super smacznie zjeść nad samym morzem! Jedzenie co prawda nas nie zachwyciło, ale nie zniechęcamy się, wrócimy po więcej (marzy mi się Kraj Basków). Pyszną paellę jadłam nad morzem i więcej w Polsce takowej nie zamówię, bo hiszpańska nie ma sobie równych. Choć nadal mam problem z jedzeniem krewetek z ich czułkami i czarnymi oczkami… Bleeee (też tak macie?) Spróbowaliśmy też smażonego bakłażana polanego miodem i to koniecznie trzeba wypróbować w domu! Jeśli chodzi o doświadczenia kuchni hiszpańskiej, to nie jestem wielkim znawcą, ale jeśli chcecie spróbować czegoś genialnego, to wpadajcie do Krakowa do Euskadi. To jedno z moich ulubionych miejsc na gastro mapie Krakowa (dziwne, że to hiszpańska kuchnia, a nie włoska, prawda?).
Podróż w rytmie slow
Mimo podejścia, że włączamy Kaja w nasz styl życia, nie robimy już wszystkiego co wcześniej 🙂 Wieczorne chodzenie po knajpach? Odpada – wiadomo, nic by się nie stało, jakby Dzidek jednego wieczoru dłużej pospał w wózku, ale ten komfort, kiedy dziecko śpi w łóżku, a ty masz wieczór dla siebie, jest nie do przecenienia. I uwierzcie mi, zanim urodził się Kajetan, z przymrużeniem oka myślałam o codziennej rutynie dziecka. Teraz? Wiem, że to daje mu poczucie bezpieczeństwa, a to dla nas najważniejsze. Nie kładziemy go z zegarkiem spać (bez przesady), ale kiedy jest zmęczony, po prostu kierujemy się jego potrzebami. Wytrzymał z nami wieczorem na placu, kiedy my wcinaliśmy nasze bocadillos, spał bez problemu w wózku w ciągu dnia .i z uwagą zwiedzał z nami muzeum, przy okazji czarując starsze, hiszpańskie babcie. To miła odmiana od polskiego podejścia (może ciut generalizuję), gdzie dziecko nie zawsze jest mile widzianym gościem. A uwierzcie, że czasem nawet dla nas wyjście z Kajutem do miasta, żeby coś zjeść jest stresujące, bo nie chcemy nikomu przeszkadzać. W Maladze kiedy rano wyruszaliśmy do centrum, na ulicach nie było widać żadnych matek z wózkami. Naprawdę, żadnych lokalsów z małymi dziećmi, tylko turyści. Za to ok. 18 wszyscy wychodzą na zewnątrz, wszędzie biegają dzieciaki, siedzą razem w knajpach z rodzicami, na placach zabaw- ach, kocham te różnice kulturowe! 😀
Czas dla siebie? Mieliśmy ograniczony, wiadomo. Zamiast dłużej spać, jak chłopaki, ja wybierałam godzinę dla siebie. Szybko robiłam kawę i czekałam w samotności na wschód słońca, który zaczynał się przed godz. 8. Zdjęć też już nie zrobiłam tyle co kiedyś, po pierwsze chyba musiałam odpocząć, po drugie, skupiasz się na spędzaniu czasu z dzieckiem. No i z nim można trochę tych zdjęć porobić 😉 Podczas naszego urlopu nie udało nam się też odhaczyć wszystkich punktów, które zaplanowaliśmy już na miejscu. Nie wjechaliśmy na jeden wielu z tarasów w Maladze, nie poszliśmy na zachód słońca nad morze, nie…. I co? I nic się nie stało. Może w erze przeddzieciowej miałabym w sobie jakąś nutkę żalu, teraz wzruszam ramionami i mówię, że wcale nie muszę. Widzicie jaki macierzyństwo ma na mnie pozytywny wpływ? 😀
Malaga z dzieckiem czy bez dziecka?
Zastanawiasz się czy Malaga to dobry pomysł na podróż z dzieckiem? Bez wahania odpowiem, że tak! Jeśli nie masz dzieci, a szukasz świetnej bazy wypadowej, by zwiedzić Andaluzję – Malaga jest również miejscem dla ciebie. Luty to naprawdę idealny miesiąc na wyjazd do Malagi – mało turystów, jest ciepło i jakby nie patrzeć, całkiem niedaleko. Na mieście wszędzie dojedziesz wózkiem – rampy są nawet na plażę, widziałam też kilka w restauracjach! Place zabaw są na każdym kroku, także każdy znajdzie tu coś dla siebie. Kajetan świetnie czuł się w Hiszpanii – spał w nocy jak kamień, był wszystkim zainteresowany, no i rzeczywiście skradł serca miejscowych, choć na początku wydawało nam się, że Hiszpanie są lekko zdystansowani. Nie wiem jak w sezonie, ale zakładam, że rozrywek dla bezdzietnych też nie brakuje (tak mówiła moja fryzjerka :p). Wrócimy na pewno, ale jak Kajetan będzie większy.
Czy dużo się zmieniło? Tak. Czy tęsknimy za podróżowaniem we dwójkę? Jeszcze nie. Nawet jeśli jest inaczej, może trudniej, to nic nie równa się z tym, że możesz Małemu Człowiekowi pokazywać świat. Jak pokazujesz mu pierwszy raz morze, zbierasz muszelki, jak łapiecie razem hiszpańskie promienie słońca. Czy wypoczęliśmy jak kiedyś? Ja na pewno wypoczęłam bardziej niż po objazdówce na Sardynii. Czy pamiętam, że byłam na urlopie? Nie, zapomnieliśmy o nim dwa dni później 😀 Ale już nie możemy się doczekać następnej podróży, planowanie w toku!
A jak Wasze podróże z dziećmi? Wasze doświadczenia? Z chęcią uszczknę trochę z Waszej wiedzy:)
Podzielcie się wrażeniami w komentarzach! 🙂
Ściskam,
Magda