magdaraczka.com

Portugalia jakiej nie było. Fotoreportaż z czasu kwarantanny.

Kwarantanna w Portugalii? Brzmi nieźle.

Do Lizbony przylatujemy 3 marca. W dniu wylotu wiemy już o dwóch potwierdzonych przypadkach zakażeń w Porto. Gdy pytam na jednej z grup dla Polaków w Portugalii jakie są nastroje w Porto w temacie koronawirusa, zostaję wyśmiana. Ci sami ludzie kilka tygodni później strofują tych, którzy pytają czy mogą wyjść na spacer na plażę. Czuć napięcie. W Porto mamy być za kilka dni, choć sytuacja jest niepewna, nie rezygnujemy. Nie po to kupiliśmy bilet w jedną stronę, by wracać po tygodniu do Polski. Nadal dystansujemy się do docierających do nas informacji, licząc, że włoski scenariusz nas ominie. I ominął.

Na początku mieszkamy przy Rua de Camões – ruchliwej ulicy, której dźwięki docierają do nas przez cienkie szyby w oknach. Gdy zamykają się wszystkie kawiarnie w pobliżu, wiemy już, że ten wyjazd nie będzie taki, jak myśleliśmy. Puste ulice, zamknięte plaże, parki i sklepy, zakurzone witryny, 2 metry odstępu, maseczki, żele dezynfekujące. Jednak ciągle wpadasz na cieszące się oczy i pojawiające się mimiczne zmarszczki, dzięki którym wiesz, że maseczka nie jest w stanie powstrzymać uśmiechu. I czujesz się jak u siebie.

– To jest świetna okazja – zaczepia mnie nieznajomy Portugalczyk po angielsku.
– Do czego? – pytam trzymając aparat w ręku.
– Do robienia zdjęć – odpowiedział z uśmiechem i zszedł w dół ulicą.

Posłuchałam więc obcego Portugalczyka i poszłam robić zdjęcia.

To wyjątkowy czas, myślę, że pierwszy w historii, kiedy miasta takie jak Porto czy Lizbona, opustoszały. Kiedy w restauracjach nad rzeką nie ma tłumów i tego przyjemnego gwaru, który mówi nam, że właśnie jesteśmy na wakacjach. Gdy częściej za oknem słyszysz padający deszcz i śmieciarkę wywożącą twoje śmieci, niż śmiech ludzi po kilku kieliszkach vinho verde.

Nasze spacery często ograniczały się do kilku okrążeń pobliskiego Praça da República, a największą atrakcją było wyjście do Pingo Doce (pisałam o tym w naszym domowym reportażu). Najpierw swoje trzeba było odstać, ale nie można tego porównać do kolejek do Lidla w Polsce czy do tych kilometrowych w Stanach. Nie było też społecznej psychozy ani paniki, wszystko na spokojnie i ze zdrowym rozsądkiem. Jak na czas pandemii, w Portugalii żyło się całkiem nieźle. Mam nadzieję jednak, że już nigdy nikt z nas nie będzie musiał doświadczać takiej niepewności, samotności i lęku.

Pisząc to ostatnie zdanie, kończymy właśnie nasz 4-miesięczny pobyt w Portugalii – kraju, który przyjął nas z otwartymi ramionami, który dał nam więcej, niż moglibyśmy sobie wymarzyć, do którego na pewno wrócimy. Bo zawsze warto tu wracać.

Magda

Portugalia jakiej nie było.

Jeden z wielu obrazków: kurierzy Glovo, Uber Eats zdominowali miasto. I ten niesłabnący odgłos jeżdżących po mieście skuterów.
Maseczki w otwartej przestrzeni nie były obowiązkowe, ale nosili je najczęściej starsi ludzie.
Social distancing w parku.
Cicho, szaro i buro.
Na tym placu zazwyczaj rozstawione są stoliki, jest głośno, ludzie piją wino. Teraz plac okupują tylko głodne mewy.
Centrum miasta.
Nie ma turystów, są mieszkańcy.
Take away.

Jedna z głównych ulic Porto.
Turystyczna dzielnica Batalha.

Real time marketing.
Znowu opustoszała Batalha.

Zamknięte.
Cisi bohaterowie czasu kwarantanny 😉

Niektórzy wybrali przyłbice zamiast maseczek.
Majówka w Porto.
Praça da Liberdade.
Deszczowa Ribeira.

Większość miejsc nie przestawiła się szybko na opcję dowozów i pozostała zamknięta.

Rua de Cedofeita. Kolejka do sklepu z tekstyliami.
Spacer.

W drodze na Rua Santa Catarina.

Luksus.
W oczekiwaniu na lepsze czasy.
Gdy chodziliśmy po tej pustej dzielnicy, nie miałam pojęcia, że w sezonie to tak turystyczne miejsce.
Kwarantanna w Portugalii może wyglądać i tak 🙂

Rua do Almada. Ulica, na której mieszkaliśmy ponad 2 miesiące. Jedna z głównych ulic miasta.
Dworzec São Bento bez turystów. Niemożliwe.
Sobotni poranek. Ribeira.

W drodze nad rzekę.

Stąd można odjechać zabytkowym tramwajem nad ocean. Wszystkie takie kursy zostały wstrzymane na czas kwarantanny.

Księgarnia Lello, do której w sezonie ustawiają się kilkudziesięciometrowe kolejki.

Przyjacielski, prawie 2-metrowy social distancing.