#mniej więcej taki to będzie Nowy Rok

Nie robię listy noworocznych postanowień. Nie planuję zrzucić 10 kg nadwagi, zostać blogerką parentingową ani rezygnować z cukru. Moim jedynym planem na rok 2019 jest po prostu… planować. A przy okazji towarzyszyć mi będzie takie jedno słowo…

#mniej

Jest taki trend, żeby wybrać jedno jedyne słowo, które będzie determinowało wszystko co będzie się działo w kolejnym roku. Takie słowo, które z powrotem zawraca cię na drogę, którą chcesz iść, towarzyszy ci w twoich planach i focusuje na tym, na czym naprawdę ci zależy (One Little Word). Dowiedziałam się o tym od Kasi z bloga Worqshop i pomyślałam: Kurde, to nie dla mnie. Takie tam noworoczne pitolenie. 

Ale jednak wpadło mi do głowy i już nie chciało wyjść. Dlatego z tym słowem właśnie planuję przeżyć ten rok. A przynajmniej będę próbować, bo do minimalistek nigdy się nie zaliczałam. Mniej, znaczy prościej, a prościej znaczy piękniej- a takim właśnie życiem chcę żyć. Może też się zainspirujecie i znajdziecie dla siebie swoje słówko?

Mniej rzeczy, więcej doświadczeń

Tak, bo ja lubię rzeczy – nową ceramikę, kubek do kawy, książkę, którą przeczytam może za kilka miesięcy. Nie przydadzą się teraz? Ale może kiedyś tak! Czasem są potrzebne, częściej jednak są zachcianką. Upycham je więc gdzie mogę (nie wiem jak to się dzieje, że w 70-metrowym mieszkaniu ciągle nie mogę znaleźć miejsca), dopóki się nie zorientuję, że nie używam tej rzeczy od ROKU i w sumie zapomniałam o jej istnieniu.

Właśnie od kilku dni próbujemy odgruzować mieszkanie – ale nie tak porządnie, że wywalamy wszystko z szafek i ukrytych zakamarków. Nie, sprzątamy, bo aktualnie rzeczy są wszędzie (pomijam już fakt, że jak przez kilka dni odpuścimy ogarnianie mieszkania, to nasze miejsce wygląda jakby przeleciał tajfun). I nawet nie chcę wiedzieć co kryje się w kuchennych szafkach, mojej szafie z ubraniami, w których nie chodzę, bo ciąża, bo karmienie, bo nie ta waga, itd.

To też szansa, żeby podzielić się tym, co mamy albo sprzedać to, czego używać nie będziemy. A jeśli mam kupować coś nowego, to może tylko wtedy, gdy pozbędziemy się 2 innych rzeczy? Ambitnie, ale myślę, że do zrealizowania.

Mniej rzeczy, ale za to więcej doświadczeń – tego najbardziej potrzebuję. W nowym roku nie chcę materialnych prezentów, wolę pójść do kina, warsztaty, na koncert albo wyjechać na weekend. Chyba że dostałabym nowe body Nikona, to wtedy chyba zrobiłabym wyjątek 😀 Wspieranie swojego rozwoju, myślenie o innych, którzy potrzebują pomocy – na to fajnie jest wydawać pieniądze. One i tak się zwrócą 🙂

Mniej mediów społecznościowych, więcej życia

Bam! Post za postem, czytam, wrzucam, obserwuję. Może jeszcze poszukam nowych hashtagów? A może jeszcze poscrolluję z nudów? Zliczyłam ile czasu poświęcam social mediom – przeraziłam się. Prowadzę bloga, to powinnam być w social mediach (słychać głos wewnętrzny). Częściej jednak bardziej chcę niż powinnam, choć i jedno i drugie bywa niebezpieczne. Nie oddzielisz wirtualnego świata od realnego. Nie ma mowy. Jak już w nim jesteś, to zapewne siedzisz w nim po uszy. Nawet jeśli nie jesteś aktywna, nie robisz lifestyle’owych fotek, ani nie masz instagramowych ambicji (hohoho, ale to brzmi), to i tak chłoniesz. A razem z Tobą twoja głowa, która nieświadomie przyswaja obrazy, analizuje treści, zastanawia się kto, gdzie, z kim i dlaczego. I błagam, nie mów, że jest inaczej, że jesteś wielce zdystansowana, bo nie uwierzę – nie jesteśmy robotami. Gdyby tak było, nie miałabyś konta na Facebooku czy Instagramie. Nie wspominam już nawet o osobach, które na poważnie siedzą w social mediach i mają z tego pieniądze. To dopiero musi być presja! Dla mnie to niewolnictwo dzisiejszych czasów. I choć lubię tu być, to momentami jestem zmęczona – cały czas czuję, że stoję w rozkroku. Czy chcę w tym być na serio na 100%, czy może jednak odpuścić i udawać, że wcale mi nie zależy (wiecie, to teraz całkiem trendy – codzienność, luz i spontan, bez nadęcia). A spróbuj się przyznać, że Ci zależy 😀 Są chwile, gdy mi brakuje dystansu, a to odbija się i na mnie i mojej rodzinie. Wiecie ile czasu można wygrać nie mając telefonu przyklejonego do ręki?! Ja zaczęłam się uczyć hiszpańskiego na Duolingo zamiast oglądać Insta Stories, chociaż to też siedzenie w telefonie. Planuję też wyciszyć IS osób, które są dla mnie po prostu irytujące i usunąć konta, które niczego według mnie nie wnoszą. Planowanie swojej obecności w social mediach też jest dla mnie jakimś rozwiązaniem, by było tego wszystkiego MNIEJ. Bo mniej social mediów, to lepsza jakość życia w realu. True story!

A najbardziej w tym wszystkim śmieszą mnie znajomi, którzy cię podglądają na IS, ale już nie napiszą co u ciebie słychać, jakby wszystko to, co pokazuję w sieci było całym naszym życiem.  Więc może jest szansa, że mniej social mediów, to więcej spotkań w realu? Taka mała dygresja 😉

Mniej jedzenia, więcej rozsądku

Wiesz co masz w swojej lodówce/spiżarce/szafkach? Ja nie zawsze, ale pracuję nad tym – można zrobić np. listę rzeczy, które już masz i na tej podstawie stworzyć jadłospis na tydzień. Wydaje się, że to dużo więcej pracy, ale tak naprawdę to duża oszczędność czasu i pieniędzy. Tylko jakoś tak brakuje mi w tym systematyczności… Zakładam, że wy pewnie też tak macie.

Mniej, bo przecież tyle jedzenia się marnuje! Mniej o tyle, by kupować to, czego nmi brakuje w domu do zrobienia konkretnego posiłku – bo przecież nie potrzebuję KONIECZNIE TERAZ mąki migdałowej, mąki chlebowej i niesolonych pistacji, chyba że mam w planie je wykorzystać w najbliższym czasie. Kompulsywne zakupy to dla mnie ciągle przestrzeń do zmiany. A pytanie, które najczęściej sobie zadaję w sklepie to: CZY NAPRAWDĘ TERAZ TEGO POTRZEBUJĘ? Już nie raz dzięki temu odkładałam produkt z powrotem na półkę 🙂

Mam ochotę na sushi? Ale może właśnie kończy się termin przydatności ricotty? Albo mam już otwartą butelkę z przecierem pomidorowym i wiem, że jutro najprawdopodobniej spleśnieje? To jest właśnie szansa na kreatywne gotowanie moi drodzy! Nie zawsze mi się chce, ale próby podejmuję. I nagle okazuje się, że uda mi się z tych produktów przygotować nie tylko obiad, ale i kolację. Ciężko mi się żyje ze świadomością, że nie wszyscy mają co zjeść dziś na śniadanie, a tak ogromna liczba dzieci w Polsce jest niedożywiona.

Mniej martwienia się, więcej ufności

O to, co będzie jak się skończy macierzyński, co z moją pracą… W sumie to w głowie najcześciej mam myśli, co zrobić, żeby nie przestać się rozwijać w aktualnej sytuacji życiowej. Żeby znaleźć przestrzeń na to dla naszej trójki i dostosować się do nowej rzeczywistości. Bo już nie będzie tak samo i nie ma co się oszukiwać, ale jestem gotowa szukać nowych rozwiązań i nawet całkiem mnie to ekscytuje. Poza momentami, gdy na chwilę znowu przestaję w siebie wierzyć, ale o tym kiedy indziej.

Bo wiedzieć, że to droga jest celem, to jedno, ale czuć to całym sobą – to ciągła praca i zmaganie się z wewnętrznym krytykiem, którego chciałabym uciszyć na dłużej.

Otaczanie się wspierającymi, dobrymi ludźmi – to jest dla mnie recepta na sukces. Bo gdziekolwiek nie pójdę, wiem, że przetrwam i dam sobie radę, bo mam przy sobie kogoś, kto jest dla mnie ważniejszy niż moje ambicje. A mniej martwienia się, to więcej bycia tu i teraz. Dla siebie i dla tych, których kocham. 

***

Znajdziecie mnie też jak zwykle na Instagramie oraz fanpage’u na Facebooku. Do zobaczenia!

3 Comments

  1. Podpisuję się pod każdym Twoim słowem. Trochę, jakbyś mi w głowie siedziała- poczynając od niemarnowania jedzenia, na czystkach w obserwowanych insta kończąc. Tylko słowo wybrałam inne (a też od Kasi się zainspirowałam), a też jakoś nie wyobrażałam sobie wybrać tylko jednego. No dobra, wybrałam dwa: dream big. I nagle wszystko zaczęło mi w głowie wskakiwac we właściwe szufladki 😉

    1. Mam takie poczucie (albo nadzieję), że każdy w końcu poczuje przesyt rzeczami, informacjami, toksycznymi ludźmi. Byle się tylko tego trzymać! 🙂 A ‚dream big” lubię bardzo! Powodzenia!

Dodaj komentarz