Lipcownik: co, gdzie i z kim?

Dziwny ten lipiec. Mam do niego ambiwalentny stosunek. Najpierw człowiek się złości, że leci, rzuca wszystko, potem się oswaja, a na końcu żałuje, że musi wracać. Bo przecież nie dogodzisz. Niby lato, a jednak nie. Niby wakacje, ale nie do końca. I weź tu zrozum o co chodzi.

Lipcownik, to początek serii miesięcznych podsumowań, wrzucania niepublikowanych zdjęć, inspiracji i  tych wszystkich rzeczy, których nie zdążyłam „upchnąć” na moich kanałach.   😀 Bo grunt to szczerość!

Lipcownik

Paryż – była praca, był kawałek „zwyczajnego” życia, bo po bagietkę ktoś pójść musiał. Było bywanie w knajpach, ale była też konfitowana kaczka ze sklepu. Była lampka wina za 7 euro, ale i butelka czerwonego za 3 euro.  I tak jest najlepiej. Normalnie. Bez nadęcia. Mimo wszystko, to jednak jest inny świat. Inny styl życia, którego nam Polakom (tak, napisałam to), brakuje. Wszędzie jest pełno życia. Jesteś po 9h pracy? To co. Wychodzisz na rower, zabierasz ze sobą koc, kupujesz wino i już cię nie ma. Stwierdziliśmy, że Francuzi specjalnie mają takie małe mieszkania, bo tak naprawdę w ogóle w nich nie przebywają. W Polsce po pracy idziesz do sklepu, kupujesz jarzynkę i mięcho na jutrzejszy obiad. Czasem wyjdziesz gdzieś ze znajomymi.  Tam dzień później się zaczyna i dużo później się kończy. O godz. 22 czujesz się, jakby dopiero co minęła 18, a przecież każdy chce, żeby doba miała więcej niż 24 h. Takie atrakcje we Francji gwarantowane. Bardziej na zachód pewnie też, ale tam nas jeszcze nie wywiało. Jedyne co można zrobić, to przestać narzekać, że w Polsce jest tak okropnie, tylko przenieść to do swoich czterech kątów. I już 🙂

Wróciłam zainspirowana, bardziej dociekliwa, nienasycona – to słowo lubię najbardziej. Ale też rozbita. Dlatego lipiec to miesiąc bez presji, czas siedzenia w kuchni, próbowania nowych rzeczy i odkrywania PO RAZ KOLEJNY, że NIC NIE MUSZĘ. Bo koniec końców, to nie moje życie zawodowe jest najważniejsze, nie nowy sprzęt, nie wpis na blogu, ani nie wrzucanie zdjęć na Instagrama. Takie to mam górnolotne, ale jakże życiowe, lipcowe wnioski 😉 

Jak niektórzy wiedzą, do Paryża wolałam wziąć patelnię, zamiast lustrzanki, dlatego wszystkie moje zdjęcia zrobione są telefonem. Wyszło całkiem nieźle 🙂

W drodze pod wieżę Eiffla
A nie mówiłam, że po 22 w Paryżu cały czas tętni życie?
Paryż
Jedna z paryskich uliczek
Musée d’Orsay – marzenie spełnione
Paryż
Tak wygląda przepiękne światło w Paryżu tuż po godz. 21
Louvre

Paryż

Paryż

Paryż

Paryż

Paryż

Paryż_food

Nasze pierwsze mule gotowane w paryskiej kuchni

 

Zostawiam Wam też nasz drugi odcinek „Prosto z Rączki” prosto z Paryża 🙂

 

Było oglądane

Lipiec to namiętne oglądanie odcinków Masterchef Australia, od niedzieli do czwartku. Punkt obowiązkowy. Polska wersja przy australijskiej to jakiś wymoczek. Były łzy wzruszenia i trochę śmiechu, prawie jak w dobrym kinie. Oglądam, bo uwielbiam patrzeć, jak ludzie realizują swoje marzenia. A jeszcze bardziej lubię patrzeć, jak ludzie potrafią się w tym wspierać, jak odkrywają swoje mocne strony i się zmieniają. Może to patetyczne i „przekołczowane”, ale ten program zawsze dodawał mi skrzydeł. I ma o wiele głębszy wymiar, niż się wszystkim wydaje. Napiszę w końcu o tym tekst! To samo z „Chef’s Table” (co się dzieje w tej serii, to jest kosmos!). Nie pamiętam kiedy mnie coś tak bardzo zainspirowało. Człowiek, który tworzy, nie przejdzie obok  tego obojętnie, bo odnajdzie tam siebie. Polecam, nawet jeśli nie masz w zwyczaju spędzać w kuchni długich godzin.

Lecząc smutki po powrocie, poszłam do kina na NAJNUDNIEJSZY film tego roku. Ale może za mało oglądam. Jak ktoś był w ostatnim czasie na nudniejszym, stawiam kawałek ciasta.  „Paryż może poczekać”, jak pisałam już na fanpage’u, to kiepskie widoczki, wizyty w drogich restauracjach i dialogi sztywne, jak spodnie po krochmalu (jestem mistrzem porównań, zdecydowanie). A poza tym, dystrybutor przetłumaczył „lemon meringue pie” jako „BEZĘ CYTRYNOWĄ”, wtedy już wiedziałam, że dla mnie jest po filmie.

Było gotowane

Mój stosunek do gotowania przez długi czas był taki, że „byle by było co do garnka włożyć”. Gdzieś straciłam tę moją ciekawość i chęć próbowania czegoś nowego, która towarzyszyła mi na początku odkrywania mojej pasji. A jak jeszcze do tego doszły filmiki dla For Her, to już nie za bardzo mi się nawet chciało. A tu nagle zrobiłam swoje PIERWSZE W HISTORII pierogi. Z jagodami! Mogłam spędzać długie godziny w kuchni (M. potwierdzi), codziennie próbowaliśmy czegoś nowego. Więc jeśli szukasz nowych bodźców do działania, to czasem warto zacząć właśnie w kuchni. O książkach, które są dla mnie kulinarna inspiracją powstanie osobny wpis. A więcej gotowania zawsze możecie zobaczyć na moim Insta Stories 🙂

 

Tu były pierogi 

Jeśli dobrnęliście, to jesteście dzielni! To teraz pora szykować się na sierpień 🙂

2 Comments

  1. Piękny lipiec za Wami, szczególnie zdjęcia z Paryża robią na mnie wrażenie 🙂 oby sierpień był jeszcze ciekawszy, bogatszy w podróże i doświadczenia kulinarne 🙂

    1. Dzięki Paulinko! Ciekawszy mam nadzieję, że będzie wrzesień, bo wtedy zaczynamy nasz prawdziwy urlop 😉 Ale na sierpień na razie nie mogę narzekać. Buziaki!

Dodaj komentarz